Świąteczna opowieść

Z najlepszymi życzeniami świątecznymi- niech każdego z nas odnajdzie Mikołaj/Dzieciątko/Aniołek/Gwiazdor…:-)

Świąteczna opowieść

            Za siedmioma górami, za siedmioma lasami w mikołajowym domu mieszkali sobie Mikołajowie. Było ich bardzo dużo- był Mikołaj w długim płaszczu, który był bardzo silny i nosił najcięższe worki z prezentami, był Mikołaj w czapce z ogromnym pomponem, który dawał dzieciom śmieszne prezenty, był też taki, któremu śnieżynka zrobiła na drutach kolorowy worek na prezenty i był też Mikołaj z najdłuższą brodą, która sięgała mu aż do kolan.  Jego płaszcz był trochę ciasny i zawsze odpinał mu się jeden guzik, a broda czasem zaplątywała się w płozy sań.. Był najstarszym ze wszystkich Mikołajów i nit, nawet on sam nie pamiętał, ile ma lat? Może 1000, a może 2000? Na imię miał Miko. Był bardzo pracowity i zawsze pierwszy wyruszał w drogę. Miał cztery renifery: Rudiego, Lakiego, Arcziego i Rikiego, jeździł saniami, z których w czasie jazdy wylatywały złociste gwiazdki. Jego worek zawsze po same brzegi wypchany był prezentami. Były tam klocki, gry, książeczki, puzzle, układanki, sanki, narty, lalki, misie i  inne rzeczy, niezbędne dzieciom. Zawsze doskonale wiedział, o czym marzey każde dziecko.

Mikołajowie przechwalali się między sobą, ile prezentów udało im się rozdać i jak dzieci  cieszyły się z ich wizyty, ale Miko zawsze był skromny i małomówny. Inni Mikołajowie mówili czasem, że jest „dziwny”.

Tego roku była zima, którą określili jako „zimę tysiąclecia”: spadło mnóstwo śniegu, był silny mróz i wiał przenikliwy wiatr.. Mikołajowie  zaczęli szykować się do drogi- karmili swoje renifery, smarowali płozy sań, sprawdzali, czy nie brakuje im gwiezdnego pyłu, dzięki któremu mogą latać w powietrzu, napełniali worki prezentami i czyścili swoje mikołajowe buty. Miko także chciał jak najprędzej wyruszyć w podróż do dzieci. Niestety, był już stary i nie czuł się najlepiej- bolały go plecy, a żeby dostarczyć prezenty Mikołaj musi przecież przeciskać się przez wąskie kominy, szwankowało mu kolano i bał się, że nie uda mu się wejść po drabinie do dzieci, które wysoko mieszkają, źle widział, a Mikołaj musi przecież widzieć drogę, kiedy porusza się w ciemnościach nocy…

– Co robić?- zastanawiał się Miko.
Żeby dobrze przygotować się do wręczania prezentów, poszedł do „pokoju telewizyjnego”. Nie był to jednak taki zwyczajny pokój, w którym na ekranie ogląda się bajki i filmy. W tym pokoju mikołajowie oglądali dzieci z całego świata, sprawdzali, czy są grzeczne i decydowali, jakie przynieść im prezenty. Miko zawsze dokładnie przyglądał się dzieciom, które zamierzał obdarować. Wtem jego wzrok padł na małego chłopca, który siedział sam w swoim pokoju. Zajrzał do jego myśli, a tam…okazało się, że chłopczyk bardzo się smucił. Chciał dostawać takie prezenty, jakie dostają inne dzieci- deskorolkę, sanki, gry komputerowe i fajne ubrania, a zwykle Mikołaj przynosił mu tylko słodycze i zabawki, którymi bawią się małe dzidziusie. Działo się tak dlatego, że chłopiec poruszał się na wózku inwalidzkim i nie potrafił mówić. Jego rodzice myśleli więc, że nie potrzebuje takich rzeczy, jakie dostają zdrowe dzieci, a przecież on chciał bawić się tak, jak dzieciaki, które obserwował z okna swojego pokoju.

Ponieważ nie znali myśli chłopca, a on nie potrafił przecież mówić, podpowiadali Mikołajowi, żeby przynosił mu tylko cukierki i czekoladki. Myśleli, że nie lubi albo nie potrafi bawić się zabawkami i że obojętne mu, jak jest ubrany.

Oglądając smutna minę chłopca, Miko zadumał się i wtem…wpadł na wspaniały pomysł. Zdecydował, że skoro chłopiec marzy o takich zabawkach i ubraniach- dostanie je. Poza tym mieszkał na parterze, a z powodu tego, że jeździł na wózku, miał wybudowany specjalny podjazd do swojego mieszkania, Miko nie będzie więc musiał ani wdrapywać się po stromych schodach, ani przeciskać się wąskim kominem, może odwiedzić go bez obaw o swoje wątłe siły i zdrowie. Od razu poszedł do mikołajowego magazynu prezentów, skąd wziął grę komputerową „Szybka deskorolka, w której gracz mógł przez chwilę poczuć się, jakby sam pędził na deskorolce, sanki z oparciem, żeby nawet chore dziecko mogło bezpiecznie zjeżdżać z nich z górki na pazurki oraz super bluzę z angry birds, jaką noszą wszystkie chłopaki.

Tak wyposażony wyruszył w drogę, szczęśliwy, że znalazł dziecko, któremu pomógł spełnić marzenia.

Napisane przez